Pięć miesięcy w Legionie: Recenzja rozszerzenia World of Warcraft
Teraz pierwsza ekscytacja już minęła. Widzimy jak działa Legion i co tam można robić. Wszyscy wpadliśmy w jakąś rutynę tego czy tamtego. I mieliśmy całkiem sporo czasu na zrealizowanie wielu celów. Czas więc na recenzję - na pięć miesięcy ekspansji, wigilię 2017 roku.
Wprowadzenie - Pre-Launch Event
Wszystko w miesiącu przed-Legionowym było niesamowite. Nie mogliście być bardziej zmotywowani do wyruszenia na Broken Isles - nie, proszę pana. Wasze ukochane spokojne terytoria zostały zaatakowane, a każdy obywatel Azeroth - nawet ci, którzy ledwo potrafili utrzymać ostry kij lub rzucić parę zaklęć - mógł odeprzeć inwazje. Łowcy Demonów obudzili się ze swojego uwięzienia i nastąpiło ostateczne wprowadzenie klasy: historia, projekt scenariusza, wprowadzenie czarów, wszystko. Illidari niechętnie zostali przyjęci do Hordy i Sojuszu, ale oddali 700-720 ekwipunku, aby przygotować się do ataku na wyspy, a poszukiwacze przygód polubili ich za to (nawet jeśli lawina kalamburów Illidana w pseudonimach była przytłaczająca). Był też fajny quest z Khadgarem, w którym uczestniczyliśmy w przenoszeniu Dalaranu - przy okazji dowiedzieliśmy się o tym, gdzie obecnie znajduje się Ulduar i Karazhan, zobaczyliśmy króla Magni i dowiedzieliśmy się, że Azeroth jest Tytanem i jest ONA. Mimo to uważam to bardziej za wydarzenie edukacyjne. Prawdziwa kulminacja emocji i niebezpieczeństwa nastąpiła na froncie bitwy, gdy uczestniczyliśmy w pierwszym szturmie na wyspy.
Prowadzeni przez przywódców frakcji, myśleliśmy, że mała elitarna siła wypędzi demony z powrotem w kosmos, lol. Nadeszła katastrofa i tragicznie straciliśmy przywódców frakcji, a ocalałe głowy rasy były bardzo, bardzo mocno zaburzone psychicznie. Thrall nigdy nie doszedł do siebie. Jaina wściekła opuściła Dalaran i nigdzie jej nie widać. Genn i Sylvanas woleliby raczej poderżnąć sobie gardła niż walczyć z demonami...
Z wielkim żalem i wściekłością wkroczyliśmy do Legionu, gotowi zapędzić ich z powrotem do piekieł, z których przybyli. Czy mieliśmy na to szansę?
Leveling
To ciekawe, ale nie mieliśmy. Obecność Legionu w Broken Isles jest śmiesznie mała - o ile w ogóle jest. Tylko dwie strefy mają jakieś obozy Legionu warte wspomnienia. Jest potężna enklawa w Suramar - ale nie mają odwagi pokazać nosa poza swoim śmietnikiem. I parę obozów w Azsunie - dość skutecznie trzymanych na dystans przez Illidari. W Legionie nie walczymy z... Legionem.
Azsuna - to miejsce do przetrzymywania najeżdżających naga tidewave z Azshary. Oni po prostu polują na to samo co my, więc tam nasze interesy się zderzają. Gdyby tak nie było, pewnie w ogóle nie musielibyśmy z nimi walczyć - bo w pierwszej kolejności nie prowadziliby sił do Broken Isles. Nie było też czuć, że to wyścig o nagrodę. Blizzard po prostu wyładował zbiornik z rybami w ruinach Azsuna, a my musieliśmy wrzucić wszystko z powrotem do oceanu, bo inaczej nie dałoby się tego zrobić.
Val'sharah - ma swoją własną historię i jest zupełnie niepowiązana. Choć Xavius był początkowo sługą Legionu, dawno już o nich zapomniał. Ma własne plany, a choć niebezpieczny, to wciąż jest to problem lokalnych druidów. A przecież znaliśmy Yserę i już samo to sprawiło, że chcieliśmy udać się do Szmaragdowego Koszmaru. Dobrze zagrane!
Highmountain - ooh, pluszowe tea party! Wszyscy są tacy słodcy i mili, łącznie z przedszkolakiem Dar'grul. Jakieś lokalne konflikty między plemionami zostają zażegnane, pokonujemy łobuza, odbieramy mu zabawkowy pociąg, a na górze panuje pokój i przyjaźń.
Stormheim - nie ma prawie nic wspólnego z Legionem. Kontynuujemy konflikt Sylvanas/Genn... przez pierwsze 15 minut, a potem gubimy się już zupełnie w bardzo nudnym viking stuffie. Nemezis jest tutaj Helya. Jest to tylko retelling mitologii norweskiej, więc nie ma żadnego związku z agendą. Questing w Stormheim to chyba jedyna porażka w Legionie: nie śledziliśmy losów Sylvanas i Genna ani naszych frakcji, po prostu o nich zapomnieliśmy, aż w końcu spadł na nas cinematic. I z tego powodu cinematic nie był w ogóle poruszający. Uderzyli się nawzajem i rozbili lampę. Klimacik godny piątkowej bójki w barze na obrzeżach miasta.
Suramar - to opowieść buntownicza. Każdy lubi opowieści o buntownikach i walce ze złymi arystokratami. Ale po raz kolejny demony są tam tylko ozdobnikami - nie rdzeniem opowieści. Jeśli nie zapomnisz o demonach, to fabuła jest idealna. Knujesz, podkopujesz, obwieszasz ściany sloganami, śpisz na szmatach w melinie - żyjesz życiem buntownika. Precious!
Tak, znam główny plan. Potrzebujemy tych filarów stworzenia - w końcu musimy zapieczętować portal do światów legionowych. Upewniamy się, że nic nie uderzy nas w plecy, gdy skoncentrujemy nasze wysiłki na Gul'danie. Zaprzyjaźniamy się też z miejscowymi i pomagamy im - bo jesteśmy bohaterami i dobrymi ludźmi. Ale... jeśli przyszliście tutaj zmotywowani, by pomścić Variana i Vol'jina, to cóż, nie.
Trzeba jednak pamiętać, że Blizzard nie zawodzi w tworzeniu ciekawych historii. Zazwyczaj bardzo lubię questowanie poziomów i Legion nie jest tu wyjątkiem. Współczujesz mieszkańcom, chcesz im pomóc i z zainteresowaniem dowiadujesz się o tym, co się dzieje. Tylko - tracisz sens, dlaczego rozszerzenie nazywa się Legion.
Z technicznego punktu widzenia levelowanie w Legionie jest nierówne. Szczególnie przed tuningami klas, które pojawiły się w ciągu miesiąca - i kiedy levelowanie było już zrobione. Niektóre klasy szybowały przez strefy jak jastrzębie, zmiatając wszystko po drodze. Ale niektóre klasy były pełne krwi, łez i śmierci. Jeśli wojownik w mgnieniu oka czyścił partie questów i nie miał nawet zadrapania, mój mag umierał i umierał, i umierał, i umierał, zarabiając na cukrzycę dzięki wyczarowanym słodyczom, które zjadał po każdym mobie.
Poziomy przychodziły w idealnym tempie. Kończąc questowanie w czterech strefach, jesteś tam na 109 lub 110. Pojawiły się questy typu "fill-the-bar" z doskonałymi nagrodami w postaci doświadczenia po ich ukończeniu. Pojawiły się też misje order hall dla doświadczenia. Drugi alt mógł zrobić parę poziomów z samych misji follower.
Nagrody za questy były dobre. Tak jak powinno być, za ukończenie strefy otrzymujesz pełny recolor zbroi, a twój ilvl wzrasta o 25 poziomów.
Kolejnym ważnym wprowadzeniem w Legionie jest skalowanie. Skalowanie pozwalało nam na wybór strefy do questowania - lub nawet można było zacząć questować w jednej strefie, potem zrobić kolejną, a następnie wrócić, aby dokończyć questowanie w pierwszej. Nagrody też by się skalowały. Pomaga to nie tylko w ewentualnym questowaniu z przyjaciółmi na niższych lub wyższych poziomach, ale także sprawia, że wszystkie strefy są wypełnione graczami. Takie samo skalowanie dotyczy dungeonów, co zmniejszyło kolejki.
Zobacz

Wiedźmin Rozdroże Kruków – recenzja
W świecie literatury fantasy jest wiele postaci, które przyciągają uwagę...

Recenzja Tales of Vesperia: Definitive Edition -...
Jeśli jest jedna cecha, którą posiada gracz JRPG, to jest nią cierpliwość. Cierpliwość...

Film Warcraft: Recenzja
Postaram się wyrazić swoją opinię bez spoilerów, ponieważ w wielu krajach nie ma jeszcze daty...
Komentarze (0)